R O Z D Z I A Ł 3
" Oskarżenie"
Wśród ludzi zbliżających się do posiadłości Meidenów była matka pewnego chłopca, którego ciało zostało znalezione wczoraj w wodzie tuż za Parafią Grastensholm. Z wstępnych oględzin przeprowadzonych w dość prymitywnych warunkach wynikało, iż został uderzony w głowę tępym przedmiotem. Nie wiadomo, czy uderzenie było śmiertelne, być może chłopiec po ciosie wpadł do wody i utonął. Śledztwo było w toku, natomiast w głowie jego matki trwało jej własne dochodzenie, które niestety nie opierało się na żadnych śladach, dowodach i okolicznościach.
Kiedy tylko minął pierwszy szok pani Soren wydała oskarżenie:
" To robota tej szatańskiej dziewczyny, Hanny Paladin!"
Na nic zdały się uspokojenia i prośby wójta. Kobieta była pewna swoich racji, szczególnie kiedy usłyszała, że Hannę widziano jak szła w stronę lasu, do miejsca gdzie rzeka podpływa najbliżej drzew. Idealne miejsce na zbrodnie. Podczas niedzielnej mszy matka denata skutecznie rozsiała plotki na temat Hanny i zasiała wśród wiernych ziarenka podejrzeń. Z resztą nie było to trudne, gdyż wszyscy mieszkańcy znali obciążoną złym dziedzictwem córkę Gabrieli i Kaleb i to niestety z tej najgorszej strony.
Ludzie Lodu widzieli, że w kościele aż wrze od plotek przekazywanych sobie z ucha do ucha. Obserwowali jak inni patrzą na nich ukradkiem, jak zmieniają się ich wyrazy twarzy. Nikt dzisiaj nie słuchał księdza i jego przemów, aż ten musiał przywołać tłum do porządku, przypominając, że intencją dzisiejszej mszy jest również pożegnanie małego Pedra Soren.
Swoją drogą nie można było tego chłopca nazwać małym. Miał 22 lata, prawie dwa metry wzrostu i sporą wagę, w dodatku jego zachowanie dalekie było od akceptacji. Krótko mówiąc był chuliganem, któremu zawsze wszystko uchodziło płazem, przez co czuł się bezkarny. Nikt o tym jednak nie wspominał, nie wypadało źle mówić o zmarłym...
Po mszy ludzie zebrali się w grupę, na czele z panią Soren, która kurczowo trzymała ramię męża i wkładała mu słowa oskarżenia w usta. Wójt próbował rozgonić tłum, ale na nic się to zdało.
- Ludzie - krzyczał już poważnie zmęczony - Rozejdźcie się do domów, nie szukajcie winnych na własną rękę. Uprzedzam, że każda próba wymierzania samemu sprawiedliwości będzie surowo karana.
Jego słowa trafiały w pustkę. Kaleb z Gabrielą podeszli do niego pełni obaw i wzburzenia.
- Wiemy, że chodzi o naszą córkę. Możemy zapewnić, że ona nie ma nic wspólnego z śmiercią tego chłopca...
Wójt gestem przerwał im w pół słowa.
- To się jeszcze okaże, śledztwo trwa, wybaczcie teraz, ale mam jeszcze jedną sprawę do omówienia, tym razem z księdzem. Śmierć tego chłopca to nie jedyna sprawa, którą muszę się zajmować, kilka dni temu okradziono skarbiec parafialny. Nie mogę pilnować wszystkiego! Do widzenia - Powiedział oschle i zniknął za drzwiami kościoła.
- Co za ignorant! - Wściekł się Kaleb - Dobrze wie, że ludzie i tak zrobią swoje. Gabrielo, musimy czym prędzej pobiec do Grastensholm uprzedzić Hannę.
Liv podeszła do nich blada jak ściana.
- Wszyscy z Lipowej Alei postarają się chwilę zatrzymać ten tłum, a my za ten czas pójdziemy do domu. Hanna nie musi się nikomu tłumaczyć ze swojej niewinności.
Jakaś mała rączka pociągnęła Gabrielę za suknię. Kobieta spojrzała w dół i zobaczyła duże, zielone oczy otoczone jasnorudymi lokami.
- Villemo - Gabriela ukucnęła przy dziesięciolatce - Kochana córeczko, musimy z tatą szybko biec do domu porozmawiać z Hanną. Tymczasem idź z ciocią Matyldą, Niklasem i Irmelin do Lipowej Alei po jakieś smakołyki i przynieście do nas, dobrze? - Spytała Gabriela posyłając proszące spojrzenie Matyldzie, a ta w mig pojęła o co chodzi, podeszła do nich i chwyciła Villemo za rękę;
- Chodź kochanie, już nawet wiem co posmakuje twojej siostrze. Niklasie, Irmelin chodźcie tutaj - Zawołała pozostałe dzieci.
Villemo pogłaskała mamę po policzku.
- Ci ludzie się mylą - Powiedziała nagle, a jej twarz wyrażała pewność - Hanna nic nie zrobiła, ona jest dobra.
Gabriela zakryła usta, nie mogąc powstrzymać płaczu. Kaleb pogłaskał złociste włosy córeczki, a jego głos był stanowczy:
- Wiemy to, leć już!
Villemo odeszła z kuzynostwem i Matyldą posyłając złowrogie spojrzenia na zgromadzonych ludzi.
Hanna obserwowała zza futryny zbliżający się tłum. Słyszała trzask drzwi na dole, więc wiedziała, że jej rodzice dotarli już do domu. Podeszła szybko do łóżka i schowała pod nie księgę. Słysząc jak ją wołają wyszła z pokoju i zbiegła po schodach:
- Co się dzieje? - Zapytała starając się, żeby nie poznali po jej głosie, że jest przejęta.
Kaleb w ekspresowym skrócie powiedział córce o co chodzi. Mieli mniej niż pięć minut, aby zdecydować, jak zachować się w obliczu tych ludzi. Sytuacja była poważna, a im bardziej zwlekali tym krzyki i wołania na zewnątrz stawały się donośniejsze. Podskoczyli, kiedy ktoś mocno zapukał do drzwi.
- Żądamy, aby Hanna wyszła na zewnątrz - wołał męski głos - Chcemy tylko porozmawiać, obiecujemy, że nic się nikomu nie stanie.
Mieszkańcy popatrzyli po sobie nie pewni. Kalebowi zdecydowanie nie podobało się rozmawianie o tej sprawie bez obecności władz.
- Nie musisz im niczego wyjaśniać, jeżeli potrzebne będą twoje zeznania, to tylko na rozkaz wójta. Ci ludzie uprawiają jakąś sądową samowolkę. - Przekonywał córkę Kaleb, tymczasem łomot do drzwi się nasilił i ponownie usłyszeli głos, tym razem kobiecy.
- Mam prawo wiedzieć kto zabił mojego syna! - Krzyczała matka Sorena, a jej głos z gniewnego załamał się do szlochu - Widziano cię wczoraj jak szłaś w kierunku zakola rzeki, wiem, że Pedro też tam był. Wyjdź i wytłumacz się!
Ostatnie słowa były już jednym wielkim płaczem. Hanna poczuła dziwny skurcz w żołądku i w gardle. To było współczucie. Jeszcze chwilę temu miała ochotę zatrzasnąć się w swoim pokoju na wieki, mówiąc, żeby wszyscy dali jej spokój, jednak teraz coś kazało jej zostać. Nie chować się, tylko stawić czoła oskarżeniom. Pomóc matce, która rozpacza po stracie syna. nawet jeśli był draniem. Hanna miała nogi jak z waty, musiała oprzeć się o ścianie. Wszyscy patrzyli na nią zastanawiając się co oznacza ten strach w oczach. Podejrzewali, że może bać się oskarżeń, samosądu i ataku, ale tu chodziło o coś innego. Hanna bała się nowych uczuć, które się w niej zrodziły i które nakazywały jej wyjść do tych ludzi i się wytłumaczyć. Była przerażona myślą, że powinna spojrzeć pani Soren w oczy i powiedzieć wszystko co wie, a co gorsza, że powinna przeprosić. Łzy napłynęły jej do oczu i chwyciła się za serce.
- Hanno co się stało! - Krzyknęła Gabriela widząc jak jej córka oddycha trzymając się za klatkę piersiową.
- Ja nie...ja nie mogę... ja muszę...co mam zrobić... - Hanna próbowała się uspokoić, wziąć się w garść, ale tak długo żyła w izolacji z otoczeniem, że wyjście do ludzi wydawało jej się czymś nie do wykonania. Miała wrażenie, że zawaliły się pod nią wszystkie fundamenty życia, że to co wydawało jej się zawsze najważniejsze nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wszystko okazało się inne niż myślała. Ludzie się liczyli, nie potrafiła ich zignorować tak, jak robiła to całe życie. Nie była w stanie przejść obok nich obojętnie.
Spoglądając w ogromne, załzawione oczy Hanny, Liv pojęła o co chodzi. Podniosła stanowczym ruchem klęczącą przy ziemi prawnuczkę i otarła jej twarz z łez.
- Dasz radę! Musisz przełknąć wstyd i brnąć do przodu. Wiesz już, że tym ludziom należą się przeprosiny, ale przy okazji nie można pozwolić by obwiniano cię skuli starych grzechów. Idź i zawalcz o swoją pozycję w społeczeństwie Hanno. Jesteś przecież na to gotowa. Nikt z nas nie jest tak silny jak ty. Przezwyciężyłaś najgorsze momenty w swoim życiu, odnalazłaś jasną drogę wśród mroku i wróciłaś do nas. Już jesteś wygrana. Jesteśmy z ciebie niewypowiedzianie dumni.
Gabriela i Kaleb przytaknęli zdecydowanie, ich duma i szczęście nie znała granic. Hanna wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
- Pójdziemy oczywiście z tobą - Powiedział Kalbe, ale Hanna go zatrzymała.
- Nie, muszę to zrobić sama.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej otworzyła stanowczo drzwi i wyszła z Grastensholm wprost przed zgromadzony tłum.
Kiedy ludzie zobaczyli Hannę cofnęli się i zaległa grobowa cisza. Tylko wiatr wył pędząc przez kaptury i suknie zgromadzonych. Nikt tak na prawdę się nie spodziewał, że obciążona złym dziedzictwem Paladynka wyjdzie z domu i stanie z nimi twarzą w twarz. Wyglądała na prawdę przerażająco z rozwianymi, czarnymi włosami i żółtymi oczami patrzącymi niczym lew na stano antylop. Odeszła z nich nagle odwaga i chęć do wymierzenia sprawiedliwości, mieli ochotę odwrócić się na pięcie i odejść, jak najdalej od tej mrocznej figury stojącej u wejścia do Grastensholm.
Hanna zacisnęła pięści, aż zbielały jej kości. Mimo, że minutę temu postanowiła zakończyć tę wojnę z mieszkańcami, to nadal napawali ją obrzydzeniem. Nie potrafiła wykrzesać dla nich cienia uprzejmości, nic ją nie obchodzili i nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Jedyną rzeczą, która pchała ją dalej w tą żałosną rolę była jej rodzina. Wiedziała, że stoją za drzwiami i słuchają w napięciu co powie. Mieli nadzieje, że Hanna zdobędzie się na wyrazy skruchy, a zgromadzeni jej przebaczą i wszystko będzie tak jak powinno. Niestety mylili się. Oni nigdy nie zapomną tego co robiła i nawet jeśli stąd odejdą to swoje będą myśleć...ale co ją to obchodzi, niech myślą co chcą. Jeżeli jej rodzina zyska na tym chociaż trochę, to ona przezwycięży dumę i nienawiść. Nawet nie zwróciła uwagi na to, jak bardzo skłócona jest sama ze sobą, jak targają nią sprzeczne uczucia. W jej duszy wciąż trwała walka dobra ze złem, a ona nieświadomie doszła ze sobą do kompromisu. Zrobi to co trzeba, ale nie dla tego motłochu, który stoi przed nią, ale dla jej rodziny.
Cisza trwała już stanowczo za długo, każdy bał się odezwać i czekał na ruch dziewczyny. Ona natomiast pogrążona w myślach zapomniała już co chiała tak na prawdę powiedzieć. Wreszcie odezwała się pani Soren schowana do połowy za swoim mężem:
- Mów czemu skrzywdziłaś mojego syna! - głos drżał jej ze strachu - Nie wywiniesz się, wójt tu zaraz będzie aby usłyszeć całą prawdę.
Wśród ludzi rozległ się szmer, widać odzyskiwali odwagę. Hanna poczuła się urażona tak bezpośrednim atakiem. Bez zastanowienia zrobiła kilka kroków w stronę kobiety, a ta w oka mgnieniu się cofnęła mówiąc " Nie zbliżaj się do mnie!"
- To nie ja zabiłam pani syna - Powiedziała Hanna cicho, ale stanowczo. Czuła, że wstępują w nią jakieś nowe siły, pierwsza bariera została przełamana.
- Byłam tam wczoraj, macie racje. Kiedy tam przyszłam Pedro już tam był, czekał na kogoś...
Matka ofiary prychnęła tylko, ale nie miała odwagi przerywać zeznań, Hanna stała zbyt blisko. Pozwolono jej opowiedzieć o wydarzeniach wczorajszego wieczora, co zdziwiło samą oskarżoną, a także jej rodzinę słuchającą pod drzwiami. Ludzie nigdy wcześniej nie słyszeli żeby Hanna z kimś rozmawiała, a jeśli się do nich odezwała, to były to jedynie wyzwiska. Teraz stała przed tłumem, a z jej ust płynęły słowa, niczym zaklęcie powodujące, że trzeba ją słuchać.
łaaaaa nawet nie wiesz jak mi brakowało klimat Ludzi Lodu jak skończyłam czytać całą sagę. tęskniłam do Alei Lipowej do bohaterów do tego klimatu tajemnicy i misterii i żółtych oczu:) i teraz Ty mi ten klimat dałaś mega! pisz mi tu co dzień:D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że sprawiłam ci radość:D
OdpowiedzUsuńJak kiedyś czas stanie w miejscu to będę pisać codziennie;) Tymczasem jeśli chcesz to przeczytaj poprzednie rozdziały:D
ekhm przeczytałam :D:D:D
OdpowiedzUsuńpiątkowo!
OdpowiedzUsuń