piątek, 14 stycznia 2022

Dziki Pyłek - rozdział 6

Cześć ❤ Zapraszam na 6 rozdział mojego fanfiction pt. "Dziki Pyłek", który jest połaczeniem uniwersum Sagi o Ludziach Lodu i Harry'ego Pottera.

Poprzednie rozdziały znajdziecie TUTAJ.

Egzaminy do Hogwartu zapowiadają się nieco inaczej niż Villemo zakładała...


Rozdział VI

"Świstoklik, Hogsmeade i Lot"



Słońce zaczęło chylić ku horyzontowi swoją stygnącą tarczę, kiedy dziewczyny wróciły do domu obładowane zakupami. Villemo dumna ze swojej różdżki oglądała ją z każdej strony, a Klara nie mogła pojąć, jak to możliwe, że wydała niemal wszystkie pieniądze.

- Chyba za bardzo poszalałaś w tym sklepie z dowcipami – zauważyła Norweżka widząc, jak jej kuzynka wyciąga z kociołka dziesiątki kolorowych paczek.

- Chyba masz rację. Nic nie poradzę, że uwielbiam ten sklep, czego oni tam nie mają!

- A mi się wydaje, że to nie zakupy cię tam ciągną.

Klara zarumieniła się. Prawda była taka, że spędziła tam ponad godzinę, śledząc wzrokiem Rona Weasleya.

- Ron i George są wspaniali – zaczęła z entuzjazmem, nie mogąc już wytrzymać - zawsze uśmiechnięci i skorzy do pomocy, chociaż przeszli przez tyle cierpień. Podobno odkąd ich brat Fred zginął na wojnie, nigdy do końca się nie pozbierali, co jest zrozumiałe. Dobrze, że nie zamknęli sklepu, bo wnoszą wiele radości do świata magii.

Villemo posmutniała na wspomnienie starcia czarodziejów z Voldemortem. Tylu magicznych i niemagicznych ludzi wtedy zginęło, że trudno zliczyć. Wielu utraciło swoich bliskich. Jak bardzo ta historia podobna jest do walki Ludzi Lodu z Tengelem Złym. Oby dwaj wielcy czarownicy chcieli zdobyć władzę nad światem, poświęcając niewinnych i siejąc spustoszenie na świecie. Wojna się skończyła, ale ile czasu minie, zanim zjawi się kolejny nikczemnik? Zadrżała na myśl o tym, że coś może już teraz wisieć w powietrzu i tylko czeka na przebudzenie.

Wyciągnęła z szafy swój podróżny kufer, a z niego mniejszą drewnianą skrzynkę. Znajdowała się w niej najistotniejsza część skarbu Ludzi Lodu. Nie zabrała ze sobą wszystkiego, bo i tak połowę jego zawartości nie rozumiała. Teraz w skład wchodziły najważniejsze zioła wraz z instrukcjami, podstawowe ingrediencje, oraz szczególny element zbioru, korzeń mandragory.

Przedmiot ten był talizmanem, który znajdował się w jej rodzinie od stuleci. Według historii Ludzi Lodu przynosił on zgubę tym, którzy chcieli wykorzystać go w służbie zła, a pomagał dobrym. Podobno korzeń sam wybierał sobie osobę, której chciał służyć, jednak to nie było do końca takie pewne. Natomiast wiadomo było, że jego kawałki, jako składnik do mikstur, nadawały im potężną magiczną moc.

Wyjęła go ze szkatułki. Był dosyć spory, a kształtem przypominał człowieka. W niektórych miejscach widniały ślady po cięciu i Villemo zastanawiała się, do jakich celów został użyty. Miłosny napój? A może śmiertelna trucizna? Przeszedł ją przyjemny dreszcz podniecenia.

Przymocowano do niego rzemień, więc zawiesiła go sobie na szyi. Okazało się, że nie jest taki ciężki i niewygodny jak myślała, idealnie leżał na jej klatce piersiowej. Postanowiła, że będzie go nosić, tak jak kiedyś robiła to jedna z najbardziej cenionych czarownic wśród Ludzi Lodu – Sol Angelika.

Villemo zamknęła oczy.

Tyś jest Kwiatem Wisielców, wyrośnięty pod szubienicą z nasienia złoczyńcy. Okaż mi swoją przychylność. Jesteś wart tyle, co moja dusza, nie mam niczego więcej za zapłatę, oto ci ją daruję. Jestem dziedziczką mocy Ludzi Lodu, ale nie ma we mnie zła. Jednak gdybym poczęła schodzić na złą drogę, zawróć mnie, Chroń mnie przed wrogiem, pomóż utorować drogę do zwycięstwa.

Otworzyła oczy i zerknęła na Klarę, ale ta była całkiem pochłonięta jakimś kolorowym gadżetem i nie zwracała na nią uwagi. To dobrze – pomyślała. Miała przeczucie, że młoda czarownica nie zrozumiałaby tej magicznej formuły, która wypłynęła wprost z serca Norweżki. Nie miała pojęcia, skąd znała słowa, nigdy wcześniej nie słyszała, by ktoś tak mówił, ale była pewna, że podziałały niczym zaklęcie. Musiała przyznać, że jej zdolności się wyostrzają i to ona, ta prastara zdolność do czarów, w sposób naturalny daje o sobie znać. Mandragora została teraz zaklęta jako jej talizman i nie odczuła przy tym sprzeciwu. To był dobry znak.

Nazajutrz Villemo wstała bardzo wcześnie i bez wytchnienia powtarzała najważniejszy materiał. Klara pokazała jej, które informacje są bezwzględnie najistotniejsze.

O godzinie ósmej Fryderyk wezwał do siebie Villemo i pokazał jej poszarpany, kowbojski kapelusz.

- To jest świstoklik. Zabierze nas do Hogsmeade, wioski niedaleko szkoły, gdzie znajduje się miejsce zbiórki, a stamtąd nauczyciele zaprowadzą wszystkich do Hogwartu. Wyruszymy za… - spojrzał na ogromny zegarek na swoim nadgarstku – pięć minut.

Klara wykorzystała te ostatnie minuty na pocieszaniu kuzynki i zapewnianiu, że na pewno sobie poradzi. Villemo natomiast próbowała uspokoić oddech, myśląc na przemian o egzaminach, zakupach na Pokątnej, świstokliku i mandragorze.

Fryderyk zawołał dziewczyny, położył kapelusz na stoliku w salonie i zaprosił gestem Villemo.

- To jest bardzo proste – zaczął tłumaczyć życzliwym tonem – kiedy dam ci znać, dotkniesz kapelusza i razem się przeniesiemy. Nie ma w tym nic niebezpiecznego ani trudnego. Gotowa?

Villemo przytaknęła i usiadła przy stole, a jej ciało napięło się do granic możliwości. Fryderyk wpatrywał się bez mrugania w swój masywny zegar. Cisza jaka zapadła w salonie dzwoniła Norweżce w uszach, przez co wyraźnie słyszała bicie swojego serca.

- Teraz!

Chwycili kapelusz i w jednej sekundzie Villemo poczuła dziwne szarpnięcie, jak gdyby ktoś pociągnął ją mocno za koszulkę, potem salon zawirował i zniknął. Sekundę później oślepiło ją ostre słońce, a wiatr zachwiał jej zdezorientowanym ciałem. Upadła ciężko na brukowany chodnik.

- Witaj w Hogsmeade – oznajmił Fryderyk, zgrabnie lądując koło niej i zataczając dłonią szeroki łuk.

Znajdowali się na niewielkim placu, pośrodku którego wznosiła się śliczna fontanna, ozdobiona figurami syren. Kilkadziesiąt metrów od centrum ustawiono rzędy ławek, oddzielonych od siebie misternie wygiętymi latarniami. Za nimi znajdował się pas zieleni, a jeszcze dalej pierwsze domy i ogródki. Na pierwszy rzut oka widać było, że teren pnie się w górę drążony alejkami i budynkami o powiewających szyldach. Na obrzeżach fontanny oraz na ławkach siedzieli ludzie w przeróżnym wieku. Villemo szybko ustaliła, że prócz niej jest kilkanaścioro uczniów wraz z osobami towarzyszącymi. Niektórzy ze sobą żywo rozmawiali, inni trzymali się na uboczu wyraźnie zestresowani. Zauważyła jakąś dziewczynę, która za drzewem zanosiła się szlochem i kobietę, która ją pocieszała.

- Radziłabym się stąd odsunąć – powiedziała do Villemo jedna z dziewczyn siedzących przy fontannie i zanim Norweżka zdążyła zareagować ktoś na nią upadł.

Fryderyk pomógł się podnieść dwóm dziewczynom, ale ta, która dopiero co się pojawiła wyrwała się z oburzeniem.

- Nie masz gdzie stać głupio krowo? - warknęła na Villemo odrzucając do tyłu długie, czarne włosy – zamiast blokować miejsce aportacji znajdź sobie jakieś pole na wypas.

- Co ty powiedziałaś?

Villemo mimo szoku zrobiła krok w stronę dziewczyny, a ta wykonała ruch, jakby chciała wyciągnąć coś zza pleców. Powstrzymał ją żelazny uścisk dłoni kobiety, która pojawiła się chwilę potem. Była to matka czarnowłosej.

- Kochanie, nie teraz.

Zapanowała cisza. Wszyscy zebrani spoglądali na jedną z alejek biegnących poza wioskę. Szły nią dwie ciemne sylwetki, których peleryny powiewały na wietrze tak, że słychać było ich trzepotanie nawet ze znacznej odległości.

Villemo nadal wzburzona zobaczyła, jak czarnowłosa dziewczyna odchodzi ze swoją matką, aby stanąć jak najbardziej z przodu pochodu, który zaczął się formować na placu.

Wreszcie przybysze stanęli na tyle blisko, by mogła się im przyjrzeć. Pierwszym z nich była dosyć stara kobieta o krótkich sterczących włosach koloru śniegu. Jej oczy i ruchy przywodziły na myśl jastrzębia, który przygląda się swoim marnym ofiarom. Drugą osobą był młody chłopak, a Villemo przyszło na myśl określenie „dziecko nocy”, bo począwszy od włosów, poprzez oczy, a skończywszy na butach, był cały czarny. Tylko twarz jaśniała wśród tego otaczającego go mroku i wyglądała podejrzanie znajomo.

Tak, to był ten palant z Pokątnej.

Westchnęła i przymknęła oczy, aby uspokoić nerwy, a gdy je otworzyła stwierdziła z zaskoczeniem, że obydwoje trzymają w ręku miotły.

- Witam drogą młodzież i ich towarzyszy, nazywam się Rolanda Hooch a to mój asystent Patric Bayers – zagrzmiał donośny głos siwej kobiety – Pójdziecie teraz za nami do miejsca, skąd pożegnacie się z opiekunami i przeniesiecie się do Hogwartu. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc wszelkie pytania potem, ruszamy.

Tłum sunął szybko alejką oddalając się od pięknego placyku i w ciągu kilku minut stanęli na rozległej łące, z której rozciągał się widok na las, jezioro i zamek.

Villemo zaparło dech w piersiach. Hogwart wyglądał jak wyjęty wprost ze świata baśni. Lśnił w blasku słońca niczym zamek z bajek Disneya, fascynujący i nierzeczywisty, a szczyty jego wież odbijały się w roziskrzonej tafli jeziora.

- Oto wasze miotły – powiedziała pani Hooch, pokazując na przedmioty rozłożone na trawie i tym samym wyrywając Villemo z marzeń.

Wśród uczniów zapanowało poruszenie, widać nie spodziewali się takiej drogi do szkoły, chociaż na niektórych nie zrobiło to wrażenia. Wszyscy zaczęli ustawiać się koło mioteł, a na przód wyszedł Patric. Villemo stanęła możliwie jak najdalej, szukając wzrokiem sił w oczach jej wuja. Fryderyk pokazał jej, że trzyma kciuki i uśmiechał się wesoło.

- Teraz róbcie dokładnie to, co wam powiem – zaczął Patric – stańcie obok miotły, wyciągnijcie rękę i przywołajcie ją w ten sposób: „Do mnie!”.

Rozległa się mieszanina komend, zawodów i zachwytów, ale po krótkiej chwili wszyscy trzymali w dłoniach swoje miotły. Villemo z ulgą stwierdziła, że nie była ostatnia, chociaż czuła jak drążek w jej dłoni drży niepewnie. Przełknęła ślinę.

- Teraz unieście do góry prawą dłoń i zróbcie tak – to mówiąc, pomachał do zgromadzonych na uboczu opiekunów, a tłum ze śmiechem zrobił to samo, przez co atmosfera się nieco rozluźniła.

- A teraz odepchnijcie się nogami i za mną! - krzyknął i wystartował jak pocisk, zostawiając za sobą zdziwionych uczniów.

Villemo zobaczyła jak inni ruszają nerwowo za Patriciem bojąc się, że stracą go z oczu. Odepchnęła się mocno nogami od ziemi i wzbiła w powietrze obserwując, jak wujek Fryderyk zmienia się w małą plamę.

Lot okazał się wspaniały, musiała to przyznać. Chociaż miotła mocno wibrowała jej w palcach, a kolana drżały, czuła się wolna niczym ptak. Słońce grzało ją w plecy, a ciepły wiatr smagał delikatnie twarz, szumiąc w uszach. Widziała przed sobą, w dosyć bezpiecznej odległości kilkanaście osób, za nią była garstka, która powoli ją wyprzedzała.

Nie chce być ostatnia – pomyślała, ale bała się przyspieszyć, bo rączka niebezpiecznie drgała pod jej dłońmi.

Przelatywali nad jakimś rozległym, ciemnym lasem. Mimo że wiatr hulał w najlepsze, korony drzew zdawały się martwe, niepoddające się prądom powietrza. Villemo wpatrywała się w czarne skupisko liści i przeszedł ją dreszcz na myśl, że mogłaby spać prosto w ich plątaninę.

Nagle w miejscu, gdzie drzewa nieco się przerzedzały, zobaczyła jakiś ruch. Serce zaczęło walić jak na alarm, a dłonie niebezpiecznie się spociły. W dole, wśród krzaków i konarów coś długiego posuwało się wolno w tę samą stronę, w którą lecieli młodzi czarodzieje. Dziewczyna pomyślała o ogromnym zmutowanym wężu, który czai się od setek lat w tym potwornym lesie. Może jednak to było tylko złudzenie? Tylko czemu mandragora niespokojnie poruszyła się pod jej koszulką, jak gdyby ostrzegając?

Villemo obejrzała się za siebie, by sprawdzić, czy ktoś jeszcze to widział, ale okazało się, że nikogo już za nią nie ma prócz zamykającej korowód pani Hooch. Kiedy odwróciła się ponownie do przodu przed jej twarzą wyrosły nagle czyjeś plecy, więc gwałtownym ruchem rąk skręciła miotłą w bok. Zrobiła to tak nagle, że ześlizgnęła się z drążka i zawisła na nim trzymając się kurczowo dwoma rękami. Z przerażeniem odkryła, że nadal leci do przodu, z tą różnicą, że dynda w powietrzu niczym małpa na gałęzi.

Minęła już kilka osób, które na jej widok wydały okrzyki przerażenia. Wstyd, jaki palił dziewczynę był dużo gorszy niż strach przed upadkiem, więc trzymała się jeszcze mocniej i gorączkowo myślała co zrobić.

Usłyszała jak zza jej pleców pani Hooch woła do innych by się odsunęli, a z przodu Patrik zaczął się odwracać zainteresowany zamieszaniem z tyłu. Wszyscy patrzyli teraz na Villemo, jak stara się utrzymać na drążku, dyndając nogami w powietrzu.

Tego było za wiele, musiała spróbować, upokorzenie dodało jej potrzebnej odwagi. Wciąż lecąc do przodu wzmocniła uścisk na drążku, złączyła równo nogi i zaczęła się kołysać do przodu i do tyłu. Kiedy poczuła, że osiągnęła odpowiednią moc, ostatni raz machnęła nogami, wywinęła się o sto osiemdziesiąt stopni do przodu i stanęła na rękach na miotle. Wkoło usłyszała salwy zachwytu, kiedy przełożyła dłonie i zgrabnie, powoli usiadła na miotle niczym na drążku lekkoatletycznym.

Czując, że siedzi pupą w bezpiecznym miejscu odetchnęła z ulgą i zaśmiała się na głos. Zanim wylądowali na miękkiej trawie przed wejściem do Hogwartu zobaczyła minę Patryka, która wyrażała jedynie dezaprobatę.

A niech go szlag!

***


Serdecznie dziękuję za uwagę i życzę Wam miłego weekendu 😘

30 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe połączenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaudia, czy ja Ci mówiłam, że ubóstwiam to opowiadanie? :D Za chwile znów będę w Hogwarcie Ekhem, znaczy Villemo będzie ;) A na serio, coraz bardziej mam ochotę zapoznać się z tą sagą. Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko dobrze, ale i z pasją napisane. Gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ron <3 Ciekawe czy spotkamy go jeszcze w opowiadaniu. Villemo nieźle się popisała na tej miotle. Chyba nawet lepiej niż Harry za pierwszym razem xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No no to była całkiem zabawna część Twojej powieści ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę nadrobić :) w wolnej chwili poczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie myślałaś o wydaniu jakiejś książki ? Uwielbiam Twoje gładkie pióro ekhm.. klawiaturę :D
    Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję ❤️ O tak, nie raz o tym myślałam, jak i o tysiącu innych pomysłach hehe, może kiedyś 😊

      Usuń
  8. Uwielbiam serie Harrego Pottera, całość przeczytałam dwa razy i przeniesienie się do tego świata na nowo to coś niesamowicie cudownego! Swoją drogą bardzo fajny pomysł na opowiadanie!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko chciałam zaprosić na nowy post! :D

      Usuń
    2. Dziękuję, a twojego nowego posta zaraz poczytam 😊

      Usuń
  9. You have a great site, but I wanted to know if you know it
    any community forum dedicated to the same topics
    discussed in this article? I really want to be a part
    of a society where they can receive information from others with knowledge and interests.
    If you have any suggestions, please let us know. I appreciate!
    windows server 2016 crack
    easeus partition master crack
    imazing crack
    clip studio paint ex crack

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam serdecznie ♡
    To zdecydowanie moje ulubione funfiction :)
    Naprawdę czuję klimat magii! A Villemo pokochałam! Ta miotła to nie taka prosta sprawa, początki zawsze są trudne ale czuję, że jeszcze będzie w tym najlepsza! Czekam z niecierpliwością na kolejne części! Uwielbiam twoje opowiadanie :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję, to bardzo miłe co piszesz 😘 Pozdrawiam również ❤️

      Usuń

Dziękuję Wam za każdy komentarz:) Jeżeli jesteś anonimowy to proszę podpisz się imieniem lub nickiem, będzie nam łatwiej konwersować:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...