Tom 29
Miłość Lucyfera
Opis tomu:
Saga Simon należała do wybranych w rodzinie Ludzi Lodu. Kiedy otrzymała wiadomość, że krewni w Norwegii potrzebują jej pomocy, niezwłocznie wyruszyła w pełna trudów i niezwykłych przygód podróż. Los chciał, że za współtowarzyszy miała dwóch fascynujących młodych mężczyzn. Jeden z nich od pierwszego wejrzenia zapłonął gwałtowną namiętnością do pięknej Sagi i było raczej wątpliwe, czy drugi jest wystarczająco silny by zapobiec katastrofie...
Moja opinia:
Jest to bez wątpienia jedna z najważniejszych części Sagi o Ludziach Lodu, można powiedzieć że przełomowa. Dzięki głównej bohaterce dwa wyjątkowe "rody" łączą siły, dzięki czemu walka z Tengelen Złym nabiera nowego wyniaru. Mało tego, jesteśmy świadkami niesamowitej historii, która ma swój początek niemal u zarania dziejów ludzkości, a która będzie oddziaływać na Ludzi Lodu do samego końca ich historii. Jednak o tym dowiemy się dużo później, natomiast czytając Miłość Lucyfera, nie mamy jeszcze o tym pojęcia;)
Sama książka jest dla mnie trudna w ocenie. Czytając ją teraz, po raz drugi, byłam pozbawiona tak ważnego tutaj elementu zaskoczenia. Jednak pamiętam, jakie niesamowite wrażenie zrobiła na mnie za pierwszym razem. Tom jest pełen napięcia, wyczekiwania, strachu i elementów zaskoczenia. Jest też dla mnie jedną z najbardziej wzruszających części, która bardzo mocno zapisała się w mojej pamięci.
Główni bohaterowie - Saga, Paul, Marcel, a potem także Henning z Ludzo Lodu, zostali świetnie wykreowani, a każdy z nich wniósł swoją własną, unikatową atmosferę podczas czytania. Można tylko żałować, że było o nich tak niewiele.
Żeby nie było tak kolorowo, to wspomnę o moim zawodzie, jeśli chodzi o wątek walki Sagi z Szarym Ludkiem. Co prawda w książce wyjaśniono, dlaczego przebiegała ona tak, a nie inaczej, ale mimo tego mogła być lepiej opisana, a sam Szary Ludek ciekawiej przedstawiony.
Zakończenie jest szokujące i nadszarpnęło moją szybko wzruszającą się duszę. Szykujcie chusteczki i szybciutko sięgajcie po kolejną cześć, aby dowiedzieć się, co było dalej...a będzie się działo;)
Jestem dosyć świeżo po przeczytaniu tego tomu, więc napiszę kilka zdań. W przeszłości miałem już kilkukrotną okazję zapoznać się z "Miłością Lucyfera" i za każdym razem postać Sagi Simon wydawała mi się zbyt niedopracowana, zanadto płytka. Teraz już wiem, co konkretnie było tego przyczyną. Otóż większość akcji rozgrywa się w drodze ze Szwecji do Norwegii, gdzie - pomijając współpasażerów z początkowego etapu podróży - Sadze towarzyszą jedynie dwie osoby i to w sztucznie tworzonej atmosferze nieustannego zagrożenia. To zdecydowanie za mało, by poznać bogactwo jej charakteru i reakcji na problemy innych ludzi. Wstępny zarys tego tematu mamy w momencie, gdy Saga pomaga omdlałej wskutek upału kobiecie z powozu oraz staje w obronie woźnicy. Potem długo, długo nic i nagle jej spontaniczne: "Viljar, czy ty pijesz?". Dopiero po rozprawieniu się z szarym paskudztwem następuje konkretny i barwny opis naszej bohaterki. Niestety, jest to już końcówka książki, choć bez wątpienia wywołuje sporo emocji. Mamy tutaj bogato opisany strach o bliższą i dalszą przyszłość, okazywany zarówno przez Sagę, jak i Henninga. Początkowe próby (chyba nie bardzo udane) rozładowania napięcia poprzez żarciki Sagi, a później przejście do spraw bardziej praktycznych, choć smutnych (spisanie testamentu, wskazówki dotyczące wychowywania bliźniaków). Wszystko to ogromnie pomaga czytelnikowi w lepszym poznaniu głównej bohaterki. Jednak pewien niedosyt pozostaje, doprowadzając do tego, że już podczas czytania kolejnego tomu, często łapałem się na rozmyślaniu, co zrobiłaby Saga w danej sytuacji albo na wniosku: dobrze, że biedna Saga nie widzi skandalicznych wybryków Ulvara.
OdpowiedzUsuńTyle moich wniosków po lekturze "Miłości Lucyfera". Ciekawe, czy inni mają podobne wrażenia po tej części SoLL.