wtorek, 25 października 2016

fanfiction część druga - rozdział 4 + wyniki ankiety

   Dzień dobry moi mili. Zacznę od tego, że dziękuję Wam za udział w ankiecie, bardzo mi pomogliście:) Zapewne każdy piszący fanfiction zastanawia się czy go ktoś w ogóle czyta, szczególnie jeśli zwykle pod postami nie ma komentarza, lub jest jeden, dwa. Oczywiście doskonale rozumiem, że nie każdy ma czas/chęci/możliwość skomentowania rozdziału, dlatego wstawiłam na bloga ankietę. Wyniki mnie zdziwiły i bardzo zadowoliły. Okazało się, że moje opowiadanie w całości czyta 12 osób! Jest to dla mnie lekki szok, bo obstawiałam trzy osoby;) 4 osoby czytają, ale nie od początku, co również mnie ogromnie cieszy. Aż 18 osób sądzi, że być może zacznie czytać, co jest wspaniałą perspektywą na przyszłość:) Dwie osoby przyznały, że nie mają zamiaru, z z czego jedna wyjaśniła w komentarzu dlaczego. Obawiałam się ostatniej pozycji, czyli, że ktoś przestał czytać, bo to by oznaczało, że z jakiegoś powodu moje opowiadanie się przestało podobać. Mogę liczyć na to, że tak się nie stało, chyba, że ktoś przestał w ogóle czytać bloga i nie udzielił odpowiedzi. Tego się nie dowiem...

W każdym razie jestem bardzo zadowolona i aż chce mi się pisać dalej, dlatego zapraszam na rozdział 4. Może jednak czytający zdecydują się na malutki komentarz;)



Zobacz poprzednie rozdziały


R O Z D Z I A Ł  4
" Zeznania Hanny"

   Mieszkańcy Lipowej Alei stali z boku, bliżej Hanny, aby w razie jakiegoś ataku szybko ją obronić. Oczywiście dzieci z nimi nie było, zostały zaprowadzone do domu w obawie, że dojdzie do jakieś awantury lub rękoczynu. Nikt nie spodziewał się, że tłum ludzi będzie milcząco wsłuchiwał się w zeznania Hanny. Jej głos okazał się melodyjny i stonowany w taki sposób, że trudno było go ignorować. Nagle wszyscy zebrani przenieśli się w wyobraźni do wczorajszego wieczora...



   Zaczynało się już ściemniać, kiedy Hanna niezauważalnie wyszła z pokoju, pokonała schody i opuściła Grastensholm. Poły jej długiego płaszcza trzeszczały o przymarznięte liście leżące wzdłuż ścieżki, kiedy szybkim krokiem podążała do rozwidlenia dróg. W tym miejscu każdy mieszkaniec idzie prosto, bo to była jedyna droga do kościoła i do wyjścia z parafii. Ścieżka, która skręcała w bok, nie była praktycznie przez nikogo uczęszczana. Ciągnęła się przez pola, aż do skraju lasu, do miejsca gdzie rzeka podpływa bardzo blisko drzew. Później koryto odbija mocno w prawo i mijając domy opuszczało parafię by płynąć dalej w kierunku Oslo. Hanna celowo wybrała sobie to miejsce na swoje tajemnicze, samotne wyprawy. Było tu bardzo ciemno, ponieważ po drugiej stronie rzeki pięła się góra rzucająca potężny cień na tę część lasu. Nurt rzeki natomiast był tak silny, że każdy omijał to miejsce z daleka. Dziewczyna czuła się tu wspaniale. Pokonała ostatnie metry zarośli, które zahaczały się o jej płaszcz i po chwili puszczały niczym małe chochliki bawiące się z przechodniem. Minęła już pierwsze drzewa zostawiając ścieżkę daleko za sobą i zastanawiała się kto ją wydeptał. Nie zdziwiłaby się wiedząc, że kilkadziesiąt lat temu jedna z dotkniętych złym dziedzictwem Ludzi Lodu przychodziła w to samo miejsce, aby ćwiczyć sztukę czarowania. Nazywała się Sol i była nie wątpliwie utalentowaną i niebezpieczną czarownicą. Hanna co prawda nie przychodziła w to miejsce czarować, ale czuła się tu jak w domu, zaznawała spokoju. 
Szła wzdłuż brzegu zachwycona siłą z jaką rzeka pokonywała zanurzone w niej głazy. Woda musiała być lodowata o tej porze roku, każdy kto by do niej wpadł zmarł by z wyziębienia po kilku minutach.
Nagle zatrzymała się zaskoczona. Przed nią było miejsce, w którym zawsze leżała na przewróconym pniu drzewa i patrzyła w gwiazdy. Jednak tym razem ktoś tam był. Młody mężczyzna o potężnej budowie wstał z drzewa, kiedy ją zobaczył. Znali się jedynie z widzenia, kiedy kilka razy spotykali na ścieżce i on zawsze ją wyzywał od odmieńców. Hanna mijała go z wzrokiem bazyliszka, czasami przeklinała go siarczyście jeszcze długo po powrocie do domu. Teraz stali na przeciw siebie zdziwieni swoją obecnością w tym miejscu. Później przyszedł gniew.
- Co ty tu robisz przeklęta dziewucho? - Ryknął Pedro Soren i nerwowo zaczął oglądać się na wszystkie strony. a jego oczy ciskały błyskawice.
- Ja?! To raczej ciebie tu powinno nie być. To mój teren! - Syknęła Hanna niczym zwierze i zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Pedro cofnął się widząc rozjarzone żółte oczy. Cała sylwetka Hanny przypominała mu w tym momencie niedźwiedzia gotowego do ataku by rozszarpać ofiarę na strzępy. 
Mężczyzna chwycił do ręki długi kij i wymierzył go w stronę Hanny.
- Ostrzegam cię, jeśli się do mnie zbliżysz rozwalę ci łeb ty czarownico! Wynocha zanim moi kumple przyjdą bo oberwie ci się od nas wszystkich. - powiedział Soren, a na jego usta wypełzną obrzydliwy uśmieszek. Perspektywa walki z Hanną sama na sam mu się nie podobała, ale dołożenie tej wiedźmie we trójkę było kuszącą perspektywą. 
Hanna nie miała ochoty na spotkanie się z kolegami tego półgłówka. Miejsce było już spalone, nic na to nie poradzi, nie będzie skuli tego narażać zdrowia, lub nawet życia. Z Pedrem poradziłaby sobie w okamgnieniu, ale większa ilość atakujących mogła być dla niej zabójcza. 
Zauważyła, że cały czas stał przy pniu i jedną ręką się na nim opierał. Czyżby się bał, że ona weźmie drzewo pod pachę i ukradnie a Pedro nie będzie miał gdzie położyć tyłka? Co za dureń...
- Jesteś taki odważny bo czekasz na kolegów, ty tchórzu. Zobaczymy co zrobisz, kiedy spotkasz mnie kiedyś w jakimś ciemnym zaułku. Będę cię wypatrywać robaku, a jak cię dorwę to pożałujesz wszystkiego - głos Hanny był teraz cichy i jadowity, nienawidziła tego człowieka z całego serca, szczególnie teraz, kiedy przez niego musiała się poddać. Ale ziarenko strachu zasiała, twarz Sorena była blada jak ściana, a kości zaciśnięte na kiju zbielały jak u trupa. 
Hanna odwróciła się na pięcie i pobiegła z powrotem do domu przepełniona wściekłością na to, że los ponownie jej coś odebrał.

   Hanna skończyła opowiadać. Jeszcze przez moment było bardzo cicho, aż w końcu z tłumu wyłonił się wójt, który nie wiadomo kiedy dołączył do zebranych.
- Więc twierdzisz, że kiedy stamtąd odeszłaś Pedro żył?
Hanna spokojnie popatrzyła wójtowi w oczy na co on przełknął zmieszany ślinę. Wszyscy wkoło byli zdziwieni pewnością jaka emanowała od dziewczyny.
- Tak właśnie było, stał na nogach cały i zdrowy.
- Może ktoś to potwierdzić? - Zapytał bezsensownie wójt, dobrze wiedząc, że Hanna i Pedro byli tam sami.
- Potwierdzić to może tylko Księżyc - odpowiedziała poważnie, trochę rozbawiona.
Wójt się oburzył;
- Co to za brednie! Sama się przyznałaś, że mu groziłaś, mieliście ze sobą na pieńku i pewnie chętnie byś się go pozbyła.
Nagle drzwi Grastensholm otworzyły się z łomotem i wyszedł z nich wściekły Kaleb. Nie mógł już dłużej słuchać jak sie traktuje jego córkę. Podszedł od razu do wójta i stanowczo zażądał:
- Nie macie prawa niczego insynuować. Moja córka wyszła tu, aby wyznać prawdę, po co miałaby się narażać na gniew wszystkich tu zgromadzonych gdyby była winna?
Hanna podeszła do ojca i go uspokoiła;
- Już dobrze tato, wójt ma racje.
Ludzie westchnęli przejęci, a wójt poczerwieniał na twarzy.
- Groziłam Pedro i życzyłam mu źle - wyjaśniła dziewczyna - Żałuje tego jednak. Gdybym mogła cofnąć czas odeszłabym stamtąd bez słowa, on i tak był nie wart mojej najmniejszej uwagi. Byłam zdenerwowana ponieważ Pedro zabrał mi jedyne miejsce, w którym czułam się sobą. Teraz wiem, że miejsce nie jest ważniejsze od człowieka. Przykro mi z powodu jego śmierci, ale to nie moja wina. Radzę szukać mordercy dalej...
- Nie będziesz mi mówić co mam robić - syknął wójt, ale już nie był taki pewny swoich podejrzeń, ludzie także zaczęli spuszczać głowy zawstydzeni tym, po co tutaj przyszli. Ci którzy stali całkiem z tyłu poszli już do domu. Matka ofiary stanęła przy wójcie i zmęczonym głosem poprosiła go żeby zajął się tą sprawą najlepiej jak potrafi, ale w innym miejscu.
- A więc dobrze - wójt zwrócił się do Hanny - Oczywiście jako, że miałaś kontakt z ofiarą i nie masz dowodów na prawdziwość swoich słów jesteś wciąż w kręgu podejrzanych. Jednak dzięki wstawiennictwu swojej rodziny, oraz postawie rodziców Pedra daje ci lekki kredyt zaufania. Nie mam już dłużej czasu tu sterczeć, co miałaś do powiedzenia to powiedziałaś. Zeznania spisane - poklepał się po kieszeni, w której trzymał notatnik - Do widzenia i proszę się już rozejść.
Ludzie poczęli więc się oddalać, Liv wraz z Mattiasem i Hildą zaprosili gości z Lipowej Alei do domu, a pokojówkę Hanny poproszono, aby poszła po Matyldę i dzieci. Wreszcie na dziedzińcu Grastensholm zapanował spokój.


8 komentarzy:

Dziękuję Wam za każdy komentarz:) Jeżeli jesteś anonimowy to proszę podpisz się imieniem lub nickiem, będzie nam łatwiej konwersować:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...